czyli ciąg dalszy treningu nicnierobienia.
Post dla iw co ma udowodnić, że jednak można nie robić nic.
Nie wiem czy macie tak jak ja.
Nicnierobić zapamiętale i bez wyrzutów sumienia mogę tylko wtedy gdy jestem na lekowym haju:)
Jak się naćpam leków przeciwbólowych robię się rozkosznie leniwa, ospała i powolna. Wtedy zalegam malowniczo gdzie tylko mogę. Wczoraj, w apogeum tzw. "tych dni"przykleiłam odwłok na leżaczek, na tzw."tarasie w budowie". Leżałam tak sobie niemal dzień cały. Na słoneczku. Wysmarowana grubo kremami z filtrem, by nie spiec raczka i nie zamienić się w wielką skwarkę.
Och jakże było mi błogo i cudownie.
Specyfiki apteczne sprawiły cud podwójny. Pierwszy, że nie bolało nic co w takich razach daje do wiwatu. Drugi, że znieczuliło nie tylko ciało ale i umysł. Co popadł w zobojętnienie, niemyślenie, bezmyślność wręcz. Pełen błogostan.Tak mi cudnie było wszystko jedno. Tak mi wspaniale nie chciało się nic.
Okoliczności sprzyjały, więc leniłam się na całego.
Czytałam książeczkę, popijałam soczek i koktail z maślanki i musu truskawkowego wygrzewając stare kości na słoneczku.
Dolce far niente to jest to kobiety drogie:)
Piękne zakończenie weekendu majowego.
Los, Przypadek czy sam Stwórca łaskawe oko na mnie zwróciwszy sprawił, że niedzielę miałam jak z bajki o księżniczce co to leży i pachnie.
To mogła być nagroda za piątek i sobotę co upłynęły pod znakiem szaleńczej aktywności ponad normę. Kuchennej w piątek i towarzysko-rozrywkowej w sobotę. Powodem był grill, który zorganizowałam dla rodziny i przyjaciół na okoliczność imienin. Z racji prezentów imieninowych od obu Mam w postaci szeleszczących banknotów mus był oraz chęci by się odwdzięczyć. Zaprosić, ugościć i podziękować.
Tak też się stało.
Było miło, wesoło, smacznie. Chichraliśmy się, jedliśmy i piliśmy. Siedzieliśmy na "tarasie" przy płonących świecach długo w noc. Chociaż temperatura mocno spadła i trzeba było towarzystwo pookrywać pledami ciężko było się rozstać. Ale wszystko co dobre musi się kiedyś skończyć.
Dlatego dzisiaj dzień pracujący i koniec rozrywek towarzyskich i lenistwa koniec .
I do roboty królu złoty...
Nauczyłam się nicnierobić. Początkowo nicnierobieniu towarzyszyły kosmiczne wyrzuty sumienia. Teraz jest już ok. Człowiek uczy się całe życie 😉
OdpowiedzUsuńTrenujmy wytrwale i jak najcześciej by osiągnąć mistrzostwo i pozbyć się bezpowrotnie wyrzutów sumienia:)
UsuńLenistwo dobre jest. Lubię leniuchować. I od kiedy nic nie muszę, a wszystko mogę, lenistwo ma swoje miejsce w grafiku. Ostatnio go mało, ale celebruję chwile :)
OdpowiedzUsuńOj tak..... CELEBROWANIE chwil lenistwa...piękne i adekwatne słówko pełne słodyczy:)
Usuńwczoraj przeżyłam szok ...w pracy... po 9 dniach ...
OdpowiedzUsuńBiedactwo...nadszedł czas pokuty za grzech nieróbstwa:)
Usuńwrociłaś :)
OdpowiedzUsuńciao fryciu:)))
UsuńGratulacje:-) Odpoczywanie rulez! Ja pracuję 14 dni bez przerwy, a potem mam 14 dni wolnego...pierwszy dzień leżę i patrzę w sufit, drugi to dzień spa, fryzjera, manicure, trzeci to obiad u mamy...a potem już sobie odpoczywam normalnie:-)
OdpowiedzUsuńNo i widzisz...zorganizowałaś sobie labowanie. A ja kuźwa się miotam:( Chociaż już od lutego mam system pracy regularny. Od poniedziałku do czwartku praca. Od piątku do niedzieli weekend. Jeszcze nie mogę się przestawić i nauczyć, że kiedy laba to laba. W weekendy miotam się między odgruzowywaniem domu, bo w tygodniu pracy nie mam na to ani czasu ani ochoty, a odpoczynkiem i zajęciem się sobą i robieniem sobie dobrze. Ciągle mi nie wychodzi to leniuchowanie na całego. Wciąż ciężko mi wybić sobie z głowy wpajany mi od małości przekaz, że najpierw obowiązek a potem przyjemność:( Tylko choroba mnie nawraca na zdrowy egoizm.:)
UsuńNo kiedy mnie zmoże ból głowy, to też zlegam i się otulam kocykiem oraz zapadam w drzemkę. Ale takie nicnierobienie to dla mnie spanie. Już czytanie uważam za wyższą formę "pozytywnego niecnierobienia". I w tej konkurencji jak widzę, mnie pobiłaś Nikuś. I dobrze, należało Ci się! Oby częściej!
OdpowiedzUsuńiwuś.... oby:) Właśnie sobie dziś zrobiłam powtóreczkę z leniuchowania. Czytałam kolejną książkę w identycznych okolicznościach jak w niedzielę. Słoneczko grzało aż miło, a ja oprócz czytania nie robiłam prawie nic innego. Tylko pranie zrobiłam i suche już ciuchy złożyłam, sunię wyczesałam i finito. Trenuję:))
Usuńczytanie, to wyższa forma egzystencji!! jak można nazwać czytanie nicnierobieniem dziewczęta????
OdpowiedzUsuńza to sprzątanie, to jest dopiero strata czasu for mi ofkorssss
kurtałeczka:) Wy macie z iw rację...przecież ja JEDNAK coś robiłam! Czytałam:))oraz popijałam. I tak się rozochociłam, że dzisiaj zrobiłam powtórkę z lenienia się w ten arcyprzyjemny sposób. Na słoneczku, na leżaczku, czytając smakowitą powieść gotycką:) O!
UsuńNie mam zadnych problemow z nicnierobieniem:)) Za to mam ogromny problem jak czasem jednak cos musze zrobic.
OdpowiedzUsuńWspanialy twierdzi, ze nosze swoje lenistwo z godnoscia:)
Staru...no zazdraszczam Ci...serio. Lenić się "trze-a umić", by robić to z dumom i godnościom osobistom:) bez cholernych wyrzutów sumienia, co się biorą nie wiadomo skąd.Ale nic to... będę ćwiczyć wytrwale:)
Usuń