leżę i pachnę

leżę i pachnę

poniedziałek, 7 maja 2018

niedzielne dolce far niente

czyli ciąg dalszy treningu nicnierobienia.

Post dla iw co ma udowodnić, że jednak można  nie robić nic.

Nie wiem czy macie tak jak ja.
Nicnierobić zapamiętale i bez wyrzutów sumienia mogę tylko wtedy gdy jestem na lekowym haju:)
Jak się naćpam leków przeciwbólowych robię się rozkosznie leniwa, ospała i powolna. Wtedy zalegam malowniczo gdzie tylko mogę. Wczoraj, w apogeum tzw. "tych dni"przykleiłam odwłok na leżaczek, na tzw."tarasie w budowie". Leżałam tak sobie niemal dzień cały. Na słoneczku. Wysmarowana grubo kremami z filtrem, by nie spiec raczka i nie zamienić się w wielką skwarkę.

Och jakże było mi błogo i cudownie.
Specyfiki apteczne sprawiły cud podwójny. Pierwszy, że  nie bolało nic co w takich razach daje do wiwatu. Drugi, że znieczuliło nie tylko ciało ale i umysł. Co popadł w zobojętnienie, niemyślenie, bezmyślność wręcz. Pełen błogostan.Tak mi cudnie było wszystko jedno. Tak mi wspaniale nie chciało się nic.

Okoliczności sprzyjały, więc leniłam się na całego.

Czytałam książeczkę, popijałam soczek i koktail z maślanki i musu truskawkowego  wygrzewając stare kości na słoneczku.

Dolce far niente to jest to kobiety drogie:)

Piękne zakończenie weekendu majowego.
Los, Przypadek czy sam Stwórca łaskawe oko na mnie zwróciwszy sprawił, że niedzielę miałam jak z bajki o księżniczce co to leży i pachnie.

To mogła być nagroda  za piątek i sobotę co upłynęły pod znakiem szaleńczej aktywności ponad normę. Kuchennej w piątek i towarzysko-rozrywkowej w sobotę. Powodem był grill, który zorganizowałam dla rodziny i przyjaciół na okoliczność imienin. Z racji prezentów imieninowych od obu Mam w postaci szeleszczących banknotów mus był oraz chęci by się odwdzięczyć. Zaprosić, ugościć i podziękować.
Tak też się stało.
Było miło, wesoło, smacznie. Chichraliśmy się, jedliśmy i piliśmy. Siedzieliśmy na "tarasie" przy płonących świecach długo w noc. Chociaż temperatura mocno spadła i trzeba było towarzystwo pookrywać pledami ciężko było się rozstać. Ale wszystko co dobre musi się kiedyś skończyć.

Dlatego dzisiaj dzień pracujący i koniec rozrywek towarzyskich i lenistwa koniec .
I do roboty królu złoty...





16 komentarzy:

  1. Nauczyłam się nicnierobić. Początkowo nicnierobieniu towarzyszyły kosmiczne wyrzuty sumienia. Teraz jest już ok. Człowiek uczy się całe życie 😉

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trenujmy wytrwale i jak najcześciej by osiągnąć mistrzostwo i pozbyć się bezpowrotnie wyrzutów sumienia:)

      Usuń
  2. Lenistwo dobre jest. Lubię leniuchować. I od kiedy nic nie muszę, a wszystko mogę, lenistwo ma swoje miejsce w grafiku. Ostatnio go mało, ale celebruję chwile :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak..... CELEBROWANIE chwil lenistwa...piękne i adekwatne słówko pełne słodyczy:)

      Usuń
  3. wczoraj przeżyłam szok ...w pracy... po 9 dniach ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Biedactwo...nadszedł czas pokuty za grzech nieróbstwa:)

      Usuń
  4. Gratulacje:-) Odpoczywanie rulez! Ja pracuję 14 dni bez przerwy, a potem mam 14 dni wolnego...pierwszy dzień leżę i patrzę w sufit, drugi to dzień spa, fryzjera, manicure, trzeci to obiad u mamy...a potem już sobie odpoczywam normalnie:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i widzisz...zorganizowałaś sobie labowanie. A ja kuźwa się miotam:( Chociaż już od lutego mam system pracy regularny. Od poniedziałku do czwartku praca. Od piątku do niedzieli weekend. Jeszcze nie mogę się przestawić i nauczyć, że kiedy laba to laba. W weekendy miotam się między odgruzowywaniem domu, bo w tygodniu pracy nie mam na to ani czasu ani ochoty, a odpoczynkiem i zajęciem się sobą i robieniem sobie dobrze. Ciągle mi nie wychodzi to leniuchowanie na całego. Wciąż ciężko mi wybić sobie z głowy wpajany mi od małości przekaz, że najpierw obowiązek a potem przyjemność:( Tylko choroba mnie nawraca na zdrowy egoizm.:)

      Usuń
  5. No kiedy mnie zmoże ból głowy, to też zlegam i się otulam kocykiem oraz zapadam w drzemkę. Ale takie nicnierobienie to dla mnie spanie. Już czytanie uważam za wyższą formę "pozytywnego niecnierobienia". I w tej konkurencji jak widzę, mnie pobiłaś Nikuś. I dobrze, należało Ci się! Oby częściej!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. iwuś.... oby:) Właśnie sobie dziś zrobiłam powtóreczkę z leniuchowania. Czytałam kolejną książkę w identycznych okolicznościach jak w niedzielę. Słoneczko grzało aż miło, a ja oprócz czytania nie robiłam prawie nic innego. Tylko pranie zrobiłam i suche już ciuchy złożyłam, sunię wyczesałam i finito. Trenuję:))

      Usuń
  6. czytanie, to wyższa forma egzystencji!! jak można nazwać czytanie nicnierobieniem dziewczęta????
    za to sprzątanie, to jest dopiero strata czasu for mi ofkorssss

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. kurtałeczka:) Wy macie z iw rację...przecież ja JEDNAK coś robiłam! Czytałam:))oraz popijałam. I tak się rozochociłam, że dzisiaj zrobiłam powtórkę z lenienia się w ten arcyprzyjemny sposób. Na słoneczku, na leżaczku, czytając smakowitą powieść gotycką:) O!

      Usuń
  7. Nie mam zadnych problemow z nicnierobieniem:)) Za to mam ogromny problem jak czasem jednak cos musze zrobic.
    Wspanialy twierdzi, ze nosze swoje lenistwo z godnoscia:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Staru...no zazdraszczam Ci...serio. Lenić się "trze-a umić", by robić to z dumom i godnościom osobistom:) bez cholernych wyrzutów sumienia, co się biorą nie wiadomo skąd.Ale nic to... będę ćwiczyć wytrwale:)

      Usuń