Ponieważ ciągle wpadam w doły emocjonalnie, z których, mam wrażenie coraz wolniej i mozolniej wyłażę, to usilnie poszukuję poprawiaczy nastroju i motywatorów do działania. Takich swoich osobistych energizerów.
A że "szukajcie, a znajdziecie" to znalazłam. Kolejny raz przypomniałam sobie, rychło w czas, że najsilniej energetyzująco działa na mnie aktywność fizyczna.
Nie ta z rodzaju latania po domu na mopie i odgruzowywania domostwa z obłędem w oczach.
Taka w formie ćwiczeń fizycznych. Tak to ze mną było, że najskuteczniej i najprzyjemniej ćwiczyło mi się za pomocą maszyny zwanej orbitrekiem. Tak bardzo lubiłam ćwiczenia na nim, że jednego już zajeździłam do imentu. Mus było nabyć kolejnego. Oczywista po taniości, więc wiem, że i tego za jakiś czas zamęczę. Póki co, sprzęt zamęcza mnie:)
Nazywa się Orbi i będzie moim najlepszy przyjacielem przez długi czas. BĘDZIE, bo jak na razie jest wrogiem, najgorszym koszmarem. Maszyną tortur, która udowadnia mi jak tylko na nią wlizę i minut kilka poszusuję, że jestem wrakiem człowieka. Moja forma, moja wydolność jest na poziomie piwnicy. Nie parteru.
Jestem niemal w rozpaczy, bo nie spodziewałam się takiego obrotu spraw. Mój pierwszy orbitrek też na początku dawał mi w kość. Ale byłam w stanie utrzymać się na nim o własnych siłach przynajmniej 20 minut. Teraz ledwo wytrzymuję 5 minut na raz. Muszę odpoczywać by ćwiczyć dalej albo zamieniać Orbiego na inny sprzęt. Nordic walker, który zwałam ongiś pogardliwie "emeryckim".
Jestem dętka. Galareta:(
Oj, nie od razu Orbi dostarczy mi endorfin:) Póki co, jest źródłem mojego podłamania i gorzkich myśli. Egzystencjalnych też:)))
Co się ze mną stało? Gdzie się podziała ta dziewczyna, dla której godzina ostrej jazdy na orbitreku to była bułeczka z masełeczkiem. Przystawka, po której te niezmordowane dziewczynisko miało ochotę na więcej ruchu i ćwiczeń.
No wiem.:) Dziewczyna stała się kobietą dojrzałą:) hehe. Babonem ociężałym, z zadyszką.
Matko kochano, jak i kiedy nastąpiła te ekstremalna metamorfoza dziewczyny w babsko ?
Nic to. Nie poddam się.
I zaprzyjaźnię się z nowym Orbim, tak jak z poprzednikiem. I wykorzystam na maksa. Zajeżdżę dziada:)
A o postępach będę donosić. Nic tak nie motywuje do walki jak doping:)
ps... nikisferę odkurzyłam, więc zapraszam:)