czyli uwaga na cudzysłów.
Piątek to dzień wolny od pracy.....zawodowej.
Dzień kiedy zostaję w domu...
Mareczek, mój szanowny małżonek też ma ten piątek wolny.
Jednak jakże inaczej nam mija ten piąteczek:)
Moje kochanie niemal cały przeleżał na kanapie przed tv i laptopem.
Ja zrobiłam listę pilnych zadań do wykonania i mozolnie, ale wytrwale wykreślam punkt za punktem. Zaiste ciężko mi to idzie, bo nie jestem w formie. Nie poddaję się jednak. Bo uparta ze mnie jednostka, istota ludzka żeńskiej "pci", która MUSI. Która NIE MOŻE, co to to nie, sobie odpuścić i poleniuchować z mężem na sąsiedniej kanapie.
Muszę oto psuć sobie dzień zapierdzielaniem. Więc zapierdzielam, choć boli mnie kręgosłup. Z przeświadczeniem, że nikt za mnie nie zrobi tego co zrobione być musi. Z pewnością, że jak nie zrobię tego co mam zrobić dziś, to nie wyrobię się z porządkami przed świętami i będę zła na siebie. Że odpuściłam.
Mam roboty po kokardkę...bo tak się złożyło, że nasz domek ucierpiał ostatnio niemało. Przez przeciek w dachu zalało nam gabinet i górną łazienkę. Ewakuację więc robię. Między innymi tysiąca swoich książek i drobiazgów.
Dzień ćwiczeń mam. Ćwiczę charakter i mięśnie. Przenoszę, przekładam, przemeblowują i układam.
Na szczęście jest coś co odgruzowywanie piętra mi umila. Ogarniam burdel i słucham:) Utworów kochanych od zawsze, choćby Pink i Cranberries.
A teraz taka muza mi pracę uprzyjemnia:) Cudne prawda? Pokochałam tą piosenkę Harry'ego Styles'a miłością wielką i mogłabym tego słuchać w kółko:)
Nika, a nie dałoby rady z Mareczkiem? Przez lata zapierdzielałam sama, bo byłam przeświadczona, że zrobię lepie, bo nie chciałam się prosić, bo nie chciałam kłótni, bo.., bo...
OdpowiedzUsuńTeraz cieszę się chwilą, gdy mam mężczyznę z którym wiele robię razem;D
E nie Misiu:) To nie do końca tak:) Mareczek pomagał. Wcześniej. Dźwigał ciężary , wynosił meble.Nawet dzisiaj też przeniósł i razem przenieśliśmy kilka cięższych mebli.Jednak dzisiaj się lenił na całego, bo gabinet jest...był prawie cały mój. Oprócz kilku szuflad i półek w biurku i szafkach wszystko w gabinecie jest właściwie moje. Moje książki, moje papiery,szpargały, moje przybory plastyczne i do dekorowania,farby pędzle, podobrazia.To był mój azyl:) Pełen ierdyliardów różności, które muszę sobie sama poprzenosić i poukładać na nowo.Nikt mi w tym nie może zastąpić, bo muszę wiedzieć gdzie co włożyłam:) Muszę sobie zorganizować swój świat na nowo w innym miejscu. I spokojnie....baaaardzo cierpliwie czekać, aż nadejdzie remont i po nim wszystko wróci do normy:)
Usuńbuziaki Misiu:)
Czasem trzeba przyjąć sposób Mareczka wiesz? Odpoczywać też trzeba się nauczyć.
OdpowiedzUsuńUczę się.... ale baaardzo powoli:)
UsuńOdpoczynek dobra rzecz, czasem odpuść. Chociaż znam ten system, że my musimy nawet jeśli inni wcale nie muszą. I współczuję nam, że nie umiemy odpuścić.
OdpowiedzUsuńZ drugiej strony trzeba czasem, bo inaczej się rzeczy popsują. No nie ma wyjścia.
Mam nadzieję, że udało Ci się te rzeczy przenieść w lepsze miejsce i że szkody powoli usuwacie.
iwuniu...zrobię co do mnie należy i to najszybciej jak się da. Nienawidzę odkładac roboty na później. A za usuwanie szkód,czyli wymianę płyt kartonowo gipsowych na sufitach i malowanie zalanych ścian weźmie się Mareczek. W swoim czasie...co znaczy,że prowizoryczny gabinet, który sobie stworzyłam może mi służyć jeszcze długie miesiące. Marek ma czas i dużo wymówek by odwlekać remont.Nic to...poczekam. Stworzyłam sobie całkiem przytulny gabinecik w pokoju, który był naszą sypialnią. Tylko szkoda, że nie mogłam przenieść regałów na książki... są pod wymiar i przymocowane do ścian. Musiałam pochować książki w pudła:( i już za nimi tęsknię.
UsuńOch, tę piosenkę uwielbiam! I, kurcze, też tak mam, że muszę, że nie mogę i bardzo tego nie lubię!
OdpowiedzUsuńTen mus przymus psuje tyle wspaniale zapowiadających się chwil rozkosznego nicnierobienia. Dolce vita mi się marzy, takie prawdziwe, bezrefleksyjne, bez wyrzutów sumienia:)
Usuń