leżę i pachnę

leżę i pachnę

środa, 8 kwietnia 2015

już po...

świętowaniu ...chociaż resztki wielkanocnej atmosfery jeszcze pozostały. 
Trochę ich na parapecie, w wazonach i doniczkach. 







Ale najwięcej.... tych resztek...   w lodówce:) Na skonsumowanie czeka. Ponieważ bo...już tradycyjnie, świątecznego jadła było ZA DUŻO. "Dlategóż" już dni kilka dojadamy frykasy co na świąteczny stół być miały. Boczkami  i wałeczkami tłuszczu  lada dzień nam wyjdzie, jak też się na wątrobie odbije to, że naszym Mamciom znowu odbiło w temacie ilości wypieków.:) One zaszalały, a my do dziś, jutra i pewnie pojutrza ponosić będziemy konsekwencje ich ulegania grzesznym praktykom tuczenia rodziny. 

A jak wiadomo, gdzie grzech tam i pokuta, to nieumiarkowanie w pichceniu i pożeraniu  tego co upichcone karane jest dotkliwie naddatkami figury i  łupaniem w wątrobie.

Obżarta i ociężała witam Was po kolejnym długim milczeniu :) 

Peesam.

Strasznie trudno  mi wrócić do blogowania. Bardzo mało brakowało, że i dzisiaj nic bym nie napisała. Chociaż obiecałam Alusi, że dzisiaj dam głos już na bank. Nie wyskrobałabym nic, bo zaczytałam się zachłannie tym co się u Was działo pod moją nieobecność. Nie jeden raz lektura przyprawiała mnie o opad szczęki  i po tym wnioskuję, że  stanowczo za długo mnie tutaj, na blogosferze, nie było.:)



20 komentarzy:

  1. Nie znikaj zatem na długo, bo potem szczęka boli od opadu:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mocno się postarać nie znikać na tak długo:) mła dreamu:)

      Usuń
  2. porzuciłaś nas, przyznaj się :(((
    i przesyłam serdeczności, to oczywiste!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano, porzuciłam. Przyznaję. Ale mam szczerą chec powrócic na blogowe łono. Mam nadziejęe, że jeszcze będe miała do kogo i do czego:) buziaki powitalne Klarciu:)

      Usuń
  3. pojawiasz się i znikasz.. ;) mam nadzieję, że tym razem na dłużej zostaniesz!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cała ja... jakoś mi nie wychodziły te powroty.Nadziejam, że tym razem sie uda:) uściski Izuś.:)

      Usuń
  4. O jak się cieszę że Cię czytam :)
    Nawet ostatnio o Tobie myślałam, jak mi wpadła w ręce książka Allende, a to przecież Ty mnie Allendowym bakcylem 'zaraziłaś' :)
    Uściski Nikuś i nie znikaj :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszy mnie fakt, że mnie sobie z Allende kojarzysz, Małgoś:)To przemiłe uczucie zarazic kogos pozytywnym bakcylem:) ściskam mocno:)

      Usuń
  5. Tak myślę sobie, że najgożej jak coś musisz na siłę robić wbrew sobie... Jak napisanie/wyduszenie/wyciśnięcie (właściwe podkreślić) staje się nieprzyjemnym obowiązkiem, wstętną zaległością do odrobienia, to to chyba nie ma sensu... Tylko nerwów się od tego można nabawić i frustracją zanieść. Więc nie przepraszaj (bo nie masz kogo ani za co) i spójż na to z innej perspektywy - jak na przyjemność którą możesz sobie i czytelnikom zafundować i już! Bo na prawdę nic nie musisz, za to wiele możesz :-)
    I miłego dojadania! Dla mnie to jest o wiele lepsze niż codzienne gotowanie, więc nadwyżki żywieniowe mnie cieszą ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, Krysiu:)To zmuszanie, się do czegoś po długiej przerwie jest raczej naturalne.Takie przełamanie bariery milczenia. Bo pisać, blablać to ja lubiłam zawsze. Tylko nie zawsze były po temu chęci. Znam siebie i wiem, że pisanie dobrze mi zrobi. Muszę się tylko zmobilizować by zacząć. To tak jak z ćwiczeniami ...byle zacząć...bo potem jak w krew wejdzie to czysta przyjemność:)
      A w temacie zjadanie poświąteczych łakoci to napiszę tylko, że i ja widzę tego strony pozytywne. Jednak mój organizm staje okoniem kiedy dojadam świąteczne wypieki. Może dlatego, że raczej nie jestem wielbicielką wyszukanych ciast i potraw. Moje trzewia lubią proste jadło:)

      pozdrawiam Krysiu:)

      ps. Po dluższym pobycie poza blogosferą ciągle napatrzyć się nie mogę na cudeńka przez Ciebie wyrabiane:)Zachwyt nad Twoimi wyrobami wciąż u mnie ten sam:)

      Usuń
    2. Znaczy i chcę i boję się :-) Faktem jest że najtrudniejszy pierwszy krok. Mi też z trudem przyszło blogowanie po "urlopie macieżyńskim", brak komentarzy mi w tym wcale nie pomagał, ale się wszystko zmieniło gdy to ja zmieniłam nastawienie, gdy zrzuciłam z barków poczucie obowiązku, a nałożyłam przyjemność :-)

      Ps. No tak bardzo szczerze mówiąc, to... wielka szkoda, że nic o tym nie wiem i dowiaduję się dopiero teraz. Ale świetnie, że się dowiaduję :-)

      Pozdrawiam! I po dojedzeniu resztek odpoczynku dla wątpi Twych życzę ;-)

      Usuń
    3. Fakt, mogłaś nie wiedzieć, że już od bardzo dawna podziwiam wytwory Twych utalentowanych łapek. Bo ja jestem cicha wielbicielka i raczej rzadko komentowałam u Ciebie. Ale to tylko dlatego,żeby się nie powtarzać wciąż w swoich zachwytach;) Uwielbiam patrzeć na to co zmajstrujesz, a aniołki Twoje kocham wprost:)

      cieszę się, że się pokazałąs u mnie:)

      Usuń
  6. Długie przerwy sprawiają, że coś mija bez naszego udziału. Nie znaczy to jednak, że nie można wrócić.
    Mnie też czasem nachodzi chęć porzucenia blogosfery, czasem wydaje mi się, że to, co piszę, jest takie znikome.
    I kiedy po długiej przerwie czytam, co u znajomych, też zaliczam szczękopad.
    Pozdrawiam również nieco ale nie aż tak bardzo ociężale.
    U mnie w święta gotowaliśmy umiarkowanie :)
    Uściski Nikuś!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Iwuś:)) Nauczona doświadczeniem ze świąt poprzednich i ja nie szalałam kulinarnie. Raczej skromnie wystąpiłam z dwoma sałatkami i babką wielkanocną. Podobnie siostra Mareczka. Ale, że święta były składkowe, chociaż jak zazwyczaj u nas, to żarcia było dużo za dużo za sprawą naszych mamusiek. Co to nie wiedzą co to umiar w temiacie zastawiania światecznego stołu.Te, jak to one mają w zwyczaju, dały czadu:) Nie dało się przetłumaczyć.

      A w temacie pisania na blogosferze to... wiesz jak jest:) buziaki na powitanie iwuniu:)

      Usuń
  7. wracaj częściej (a najlepiej wcale nie znikaj..), to wtedy się zmarszczek na czole nie dorobisz, od podnoszenia brwi w zdziwieniu... :)))))
    miłego ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. frycia:) jak to dobrze, że dałaś głos:) Bo sobie wyobraź, nie mogę na Twego bloga wejść:( próbowałam już dziesiątki razy:( pomocy:)

      buziaki ślę:)

      Usuń
  8. No jesteś fajnie, powiedz że bedziesz częściej coooo, no weź powiedz :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. powiem:) Znaczy się, mówię:)

      ciao Desperadusie:)

      Usuń
  9. Ciesze sie ze wrocilas!!! Kocia poza na oknie bezcenna:-)))) Buziolki kochana!
    Ameli

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kocham swego tłuściocha, w każdej pozie, najbardziej na kotusia-czarusia :) Ale na surykotka też się nieźle prezentuje:)

      cmoki Ameli:)

      Usuń