do środy.
W środę będę wiedziała czy słuszne są moje odczucia.
A czuj-przeczuj mi mówi, że i tym razem nici z roboty.
Zdaje mi się, że pani szefowa, która mnie "przesłuchiwała" ( hehe) nie nabrała się na moją charakteryzację. Chociaż mogło być na odwyrtkę. W końcu " jak cię widzą tak cię piszą". Co z tego, skoro nie spodobałam się po przemianie. Tak jak nie ujęłam wyglądem Mareczka, który, kiedy wczoraj zaprezentowałam się przed wyjściem z domu, orzekł: "- wyglądasz jak... - tu pauzę zrobił by pomyśleć i zakończyć z kwaśną miną - ...urzędniczka".
Wracając jednak do rozmowy w sprawie zatrudnienia. Miałam wrażenie, że nie będzie z tego nic. Nie mogę go zignorować, bo rzadko mnie mylą przeczucia i umiem wyczuć w mig czyjąś sympatię czy nieprzychylność. Nie to, że pani przepytująca była nieuprzejma. Skąd. Tylko jej oczy. Zimne i lustrujące.
Nie polubiła mnie, oj nie. A ponieważ ja na miejscu pracodawcy wybrałabym pracownika, do którego poczuję sympatię, to wielkiej nadziei na zatrudnienie nie mam.
Oprócz tego w rozmowie zahaczyłyśmy o kilka kłopotliwych tematów.
Okazało się na przykład, że potencjalna szefowa kiedyś starała się o stanowisko w marketingu w firmie, w której pracowałam. Rzecz jasna, skoro nie jesteśmy koleżankami z pracy, roboty nie dostała.Czyli ups.
A podobne ups zdarza mi się nierzadko, niestety. I nie powinnam się temu dziwić. Z racji tego, że to praca w branży pokrewnej do tej, w której działałam ponad dekadę. Pracowałam w firmie developerskiej, a wczoraj byłam na rozmowie w biurze nieruchomości. Gdyby moja firma jeszcze istniała pewnie byśmy współpracowali. Albo konkurowali na całego.
To wszystko nie wróży dobrze. I nie muszę mieć nadprzyrodzonych zdolności by dostrzec, że szansę na zdobycie tej roboty są minimalne.
Nic to.
Będę szukała dalej.
Nie pora teraz się załamywać i rozpamiętywać skąd u mnie ten pech ze znalezieniem pracy.
Mam nowy problem i temat do zmartwień.
Żunia zachorowała. Dzisiaj znowu jedziemy do weta. Tydzień temu byliśmy z infekcją ucha. Tym razem pewnie nie obejdzie się bez znacznie większych wydatków.
Oczywiście doniosę co psince jest i co się działo u weterynarza. Pojedziemy po południu, bo wtedy nasza pani dohtor zaczyna dyżur.
Ponieważ real wzywa kończę pisanie.
Na koniec zdjęcie za jeden uśmiech. Surykotka w kąciku ornitologicznym.
serdeczności Wam:)
I takimi problemami należy się martwić ( też umiarkowanie ) a nie tam pracą, która i tak w końcu się znajdzie:))
OdpowiedzUsuńAle tam u Ciebie słonecznie, a u mnie pada:((
Pozdrawiam
Dzisiaj mgła cały dzień,a w nocy lało i lało i lało:)
UsuńA propos zamartwiania to ja z tych co zawsze znajdą powód.:) I faktycznie, brakiem pracy martwiłabym się najmniej. Tyle że w kieszeni pustki :( więc szukam jak by tu je zapełnić:)
Niestety rynek pracy się kurczy...
OdpowiedzUsuńElbląg jeszcze parę lat temu 120 tys. ludności a obecnie 90 tys.
I wszyscy wyjeżdżają do pracy...
I co się dziwić ,że Ty nie możesz znaleźć...
Dokładnie Krysiu. Coraz mniej nowych stanowisk pracy. Gorzej jeszcze. Firmy tną koszty zwalniając pracowników:(
UsuńNie wiem, czy nie dojdzie do tego, że i ja pojadę za chlebem w świat. Myślę o tym coraz częściej:(
No cóż trzymam kciuki, no żeby się praca znalazła i to taka odpowiednia :) A Kazik jak zwykle dostojny, to jest gość:)
OdpowiedzUsuńDzień dobry pochmurnie niestety, ale za to z uśmiechem :)
Teraz i nas pochmurnie...ale do Twojego uśmiechu pokrzepiającego choć przez chwilę słonecznie.
UsuńI dzięki za życzenia odpowiedniej pracy znalezienia.:)
może mało stylistycznie ale do rymu, a właściwie rytmu:)
Bo Ty Niku nie chcesz być biurwą, stąd Twoje podświadome poczucie, że nie tym razem. Poza tym jeżeli pani Cię nie polubiła, marna byłaby z niej towarzyszka pracy, a to też jest ważne. "Jest dla mnie zaje...sta praca i mnie znajdzie" ;D Tego się trzymaj. Buziam ;*********
OdpowiedzUsuńKurtałeczka dreamu:) Ja nie wiem jakim cudem tak dobrze mnie znasz:) To samiuśko sobie wykombinowałam:)
UsuńTrzymam mocno kciuki !!! :)
OdpowiedzUsuńTym razem nic z tego...tak jak przypuszczałam. Ale dzięki za czujność:)
UsuńHmmm...ja już półtora roku dolatuję do pracy za granicę. Tu mieszkam, tam pracuję. Jedną noga tam, jedną tu - rozdwojenie i rozstrojenie, przechodzenie na inny język, diete, pogodę:)
OdpowiedzUsuńA Ty chciałabyś z nią pracowac?
Za koty trzymamy pazury!
Zmyliłam Cię tym zdjęciem zdeczko.:) Surykotek Kazik zdrów jest chociaż zapasiony straszliwie.
UsuńZa to sunia Żunia właśnie leczenie zaczyna. Biedna moja:(
A w temaci epracy. To zaczynam podejrzewać, ze i u mnie się tak skończy jak u Ciebie. Skoro tu mnie nie chcą przyjdzie konieczność szukać roboty w świecie:( Nie chcę, bo się boję. Że nie będę miała do czego wrócić. I o dziwo nie tyle o chłopa mi chodzi co się mógłby samopas puszczony w wolności zapamiętać:) Ile o swoją codzienność. Zwierza, dalszą rodzinę i dom. Ciężko opuszczać swoje gniazdko.Czasami myślę o Tobie. Co musisz czuć wyjeżdżając na dłużej.
A co do pracodawcy, który mnie nie lubi i za którym i ja nie przepadam to prawda to. Tak jak wyżej pisałam Nie ma tego złego. Lepsza żadna szefowa niż zła:)
Znaczy się TA praca, którą masz podjąć, jeszcze na Ciebie czeka - jak ukochany, w końcu się odnajdziecie! Fotka genialna, kompozycja miszczowska!!!!
OdpowiedzUsuńbuziaki!
Dokładnie, Alutkuś.
UsuńW końcu znajdę pracę wymarzoną...a może i ukochanego tyż...hehe:)
mała Dziecinko:)Przytuliska dla Waszej Wielkiej Szóstki:)
Trzymam kciuki za pracę i za Ciebie, oraz oczywiście za zwierzaki! :)))
OdpowiedzUsuńwielkie dzięki iwusiu:)
Usuń